Piwny Festiwal vs. #BeerGeekParty
Na Facebooku w dzień targowy
takie słyszy się rozmowy:
„Jeden z piwnych festiwali
to już z deka wiochą wali!
Są kolejki, są kibole,
ja hipsterski klimat wole!”
Ktoś tam krzyczy: „drogi Panie:
ja pić wolę na straganie!
A te wasze BeerGeekParty
niech pochłoną z piekła czarty!”
Na to z brodą się odzywa,
dziad co tu, i tam bywa:
„Nie kotłujcie się na glebie,
każdy znajdzie coś dla siebie!”
Parafrazując wiersz Jana Brzechwy chciałbym dotknąć „problemu”, który od pewnego czasu narasta wśród bywalców piwnych imprez. Można powiedzieć, że wykształcają się nam dwa rodzaje „piwnego świętowania”. Obok dobrze znanych dotychczas, pewnie po trosze wzorowanych na Oktoberfeście klasycznych festiwali mających formę familijnej biesiady „pod chmurką”, wyrastają imprezy klubowe, gdzie głupio wygląda się bez bujnego owłosienia twarzy (nie dotyczy kobiet 😉 ).
No i tu pewnie nie jeden zapyta się, „a gdzie ten problem”? Jeśli w jakimś mieście są dwa rywalizujące ze sobą kluby piłkarskie, to ciężko być kibicem jednego i drugiego na raz. Wydaje się, że niektórzy tę zasadę przenieśli też na piwne imprezy. Ja, mieszkaniec Wrocławia od swoich krajanów już nie raz słyszałem o wyższości FDP nad BGM i odwrotnie.
Ostatnio „wojenka” przeniosła się do „internetów”, gdzie pod dyskusją o „niesmacznych cenach” smakołyków na zeszłorocznym Festiwalu Dobrego Piwa jeden z dyskutantów wyliczył wady FDP kończąc stwierdzeniem:
Prawdziwy festiwal piwa, to obecnie: Beer Geek Madness
Na odpowiedź ze strony organizatora nie trzeba było długo czekać:
(…) Nie chcemy ograniczać dostępu do dobrego piwa tylko dla tych, którzy kupią drogi bilet lub piękny, ale mega drogi zestaw wejściowy, by i tak potem czekać w dłuuuugiej kolejce po piwo, jak to bywa na innych, przez niektórych określanych „prawdziwymi” festiwalach. (…)
No i jak tu rozstrzygnąć, który z festiwali jest „prawdziwszy”? Który bardziej „piwny”? Ciężka sprawa! Może trzeba zwrócić uwagę, że ich formuły są odmienne:
Festiwal Dobrego Piwa to impreza o formule „szerokiej”, na której znajdą dla siebie coś zarówno zaawansowani (zamknięte spotkanie piwowarów, specjalistyczne wykłady), poprzez tych co dopiero wstępują na „piwną ścieżkę” (pokazy warzenia, mniej znane browary, test na daltonizm sensoryczny itd.), jak i ci, którzy lubią wypić kufel jasnego lagera przy dobrej muzyce i w dobrym towarzystwie. Dlaczego mielibyśmy komuś to odbierać? Myślę, że na FDP wychował się nie jeden dzisiejszy bywalec multitapów i pewnie jeszcze kilku ma taką szansę.
Z kolei Beer Geek Masness to impreza skierowana do ściśle określonej grupy – „piwnych świrów” mających już pewien „stopień wtajemniczenia”. Przecież ktoś kto jeszcze za bardzo nie wie o co w tym wszystkim chodzi, zrezygnuje na samym wejściu, bo pusty kieliszek za 25 zł to „przegięcie”, a i jeszcze same „dziwactwa” w menu – normalnego piwa nie leją.
Szczerze mówiąc to cieszę się, że we Wrocławiu mamy takie problemy. Życzę wszystkim polskim piwoszom, żeby w ich miastach odbywał się co najmniej dwie imprezy o „różnych profilach”. Każdy może sobie wybrać co woli: Piwny Festiwal czy #BeerGeekParty.
Ja cieszę się na oba wydarzenia i uważam, że obie imprezy „robią świetną robotę”. Mam nadzieję, że na obu będę się znakomicie bawił, tak w gronie ześwirowanych beer geeków, jaki i starych znajomych z którymi przyjdzie stuknąć się kufelkiem, a znakomity klimat (który tworzą przede wszystkim ludzie) w pełni wynagrodzi kolejki, tłumy, ceny i wszystkie inne niedogodności.
Wszystko musi być- dla każdego coś miłego. Niech robią imprez jak najwięcej, najwyżej drogą naturalnej selekcji niektóre padną a inne wpiszą się na trwałe w krajobraz 😉