Beer Geek Madness 3 czyli niemiecki craft bez ograniczeń

Niemieckie browary, wejściówki za 9 dych, absencja kilku czołowych polskich browarów – czy to mogło się udać? Widocznie, mogło skoro się udało! Trzecia edycja Beer Geek Madness za nami, a jak było? Mimo sporych zmian, jak zawsze 😉

Jeszcze przed imprezą sporo kontrowersji wzbudziła nowa formuła imprezy – „płacisz raz, pijesz cały czas”. Faktycznie momentami brzmiało to „groźnie”: „all inclusive” to znaczy, że będą się rzucać na wszystko i po 22 osuszone zostaną wszystkie beczki. Nic bardziej mylnego, organizatorzy zadbali o odpowiedni zapas. Opaski zamiast żetonów pozytywnie zadziałały problem kolejek, których praktycznie nie było lub okresowo bywały naprawdę niewielkie. Wyjątkiem był dach, gdzie dopchanie się do „źródełka” graniczyło z cudem, ale nie ma się co dziwić bo i cuda się tam lały, a każdy chciał spróbować czegoś z „wyższej półki”.

Trochę też „dostało się” cenom wejściówek. 89 zł za najtańszy pakiet brzmiało złowrogo, jednak jak się zastanowimy to wcale nie była to cena abstrakcyjna. Kto na poprzednich edycjach chciał spróbować wszystkich premier krajowych i kilku zagraniczniaków ten doskonale wie, że stówa potrafiła pęknąć jeszcze przed północą.

Żeby nie było „za słodko” duży minus należy się za strefę „Gastro”. Niestety pomysł serwowania jedzenia od 21 okazał się słaby. Wygłodniali imprezowicze punkt dziewiąta ustawili kolejkę w której najbardziej wytrwali spędzili godzinę. A samo pożywienie: kiełbasa z tymiankiem niby ok, ale do buły z dziczyzną z pierwszej edycji nie było porównania.

Teraz czas na najważniejsze czyli piwo. Polską scenę tym razem reprezentowało 11 browarów: Pinta, Piwne Podziemie, Birbant, Doctor Brew, Hopium, Brokreacja, Profesja, Nepomucen, Stu Mostów, Kraftwerk i Piwoteka. Największymi nieobecnymi byli zdobywcy Beer Geek Choice z poprzednich edycji czyli Pracowania Piwa i Browar Widawa. Zabrakło też SzałuPiw, a szkoda bo Poznaniacy zawsze na BGM przywozili coś ciekawego.

Pojawiły się za to dwa stosunkowo młode browary, z którymi do tej pory nie miałem styczności. Mowa o Hopium i Brokreacji. Ten drugi zdobył moją sympatię piwem F*ck the boundaries – w końcu poczułem konkretną sól w Gose, a do tego bardzo przyjemny owocowo-ziołowy aromat. Jak dla mnie jedno z najciekawszych piw! Sympatię publiki w głosowaniu zyskała jednak wrocławska Profesja, która w Cyruliku połączyła solidną wędzonkę z kwaśnością stylu Berliner Wiesse inkasując statuetkę BGC.

Nie powiem trochę zawiodłem się na Birbancie. Jak głupek wierzyłem, że poniesie ich fantazja i do swojego Curry Wurst Sasiona sypną indyjskiej przyprawy. Niestety sypnęli tylko kardamon, kolendrę oraz pieprz – zabrakło jeszcze kilku składników, żeby pod kiełbasianą wędzonką, doszukać się charakterystycznego zapachu… Ale ogólnie nie było źle, fani intensywnych wędzonek powinni być zadowoleni.

Poprzeczkę wysoko zawiesiłem też Piwnemu Podziemiu. Lubię aronię i miałem nadzieję, że ich Verry Bloody Berliner rzuci mnie na kolana. Niestety zabrakło charakterystycznej cierpkości dawanej przez ten owoc. W zamian dostaliśmy orzeźwiającego berlinera, złagodzonego słodkawym owocowym sokiem.

Zapowiadanego fioletu próżno było szukać na stoisku Browaru Stu Mostów. Mateusz Gulej – tutejszy piwowar tłumaczył mi dlaczego, fioletowy ziemniak nie zafarbował piwa, wina rozkładu skrobi czy coś takiego… Jednakże łagodny, przyjemnie nachmielowny (głównie na aromat) Hoppy Violet Potato Lager to była fajna odskocznia od „kwachów”.

Poziom większości piw był wyrównany, jednak jedno od nich odstawało ze względu na wyraźną wadę. Z tą Pintą to z resztą większa afera. Kwas Delta komisyjnie degustowaliśmy z Jerrym i zgodnie stwierdziliśmy, że w smaku jest to całkiem fajny Berliner, ale w zapachu dominuje siarkowodór rodem z szamba. Później pojawiły się tłumaczenia, że to nie wina browaru, a barowej instalacji w której się coś zalęgło. Ja jednak nie naginając zasady „jeden browar – jedna szansa” nie wróciłem do czarnego Kwasu włączając ten wyrób na listę wpadek.

Na koniec jeszcze kilka słów o niemieckiej scenie. W końcu udało mi się spróbować Original Ritterguts Gose – wyraźnie kwaśne, z delikatnym słonym posmakiem. Podobnie zaprezentowało się Viking Gose z The Monarchy. Jak już jesteśmy przy tym browarze to koniecznie trzeba wspomnieć o Methusalem określanym jako Adambier czyli imperialny alt – świetne piwo o przyjemnym owocowym aromacie i słodkawo-palonym smaku. Jako, że od dłuższego czasu po głowie chodzi mi IPA na nowych europejskich chmielach (Czechy, Niemcy, Polska) nie omieszkałem spróbować German IPY z Camba Bavaria – o ile w smaku pojawiły się cytrusy, odrobina żywicy tak w aromacie niemieckie chmiele nie „zrobiły roboty” albo gdzieś wyparowały w transporcie.

Niemców nieco zawstydził skandynawski browar Sahtipaja. W ramach „Piw Świata na Dachu” polało się Rött men inte Sött czyli szwedzka interpretacja Berliner Weisse z dodatkiem malin. Jakiż to był aromat…!

No i tym malinowym akcentem czas przejść do tradycyjnej części czyli podziękowań zarówno tych dla organizatorów, za zorganizowanie tego wszystkiego – mimo drobnych potknięć (patrz strefa gastro) było naprawdę świetnie! No i oczywiście wielkie dzięki i pozdrowienia dla wszystkich uczestników z którymi udało się zamienić kilka słów – to Wy, Beer Geekowie tworzycie tą imprezę!