Czy kufle są już passé, a beergeekowi nie wypada pić z masywnego szkła z uchem?

Wysoki sądzie, staję w obronie kufla… Jakiś czas temu usłyszałem, że kufel nie jest odpowiednim szkłem do picia piwa i sprezentowanie takiego komuś, kto „pija kraft” może być potraktowane prawie jak wymierzenie „plaskacza” w twarz. Czy tak faktycznie jest? Czy naprawdę nie powinno się robić kuflowych prezentów piwnemu świrowi?

Kufle w mojej kolekcji piwnego szkła stanową z 10, no może 15%. Fakt, większość dostałem, ale są i takie, które kupiłem za własne pieniądze. Ba, po jeden nawet specjalnie wracałem się do sklepu. To nie jest tak, że kufel jest szkłem znienawidzonym, bo źle się kojarzy. Mi kojarzy się dobrze – przecież nawet od jego nazwy, swoją nazwę wziął mój blog.

Czy tego chcemy, czy nie chcemy kufel jest symbolem jednoznacznie kojarzącym się z piwem. Piwnym świrom, ale też i części normalnych ludzi kojarzącym się źle – „speluna z latającymi kuflami”. Niemniej jednak kufle są częścią wielu kultur. Czeski lager, niby nic specjalnego, ale podany w kuflu, po kilkugodzinnym spacerze praskimi ulicami smakuje doskonale.

Trzeba sobie jasno powiedzieć czym kufel jest, a właściwie czym nie jest. Kufel nie jest szkłem degustacyjnym! Jeśli masz malutką buteleczkę, unikalnego piwa, które chcesz „poznać”, niech Cię ręka boska broni, żeby wlewać je do kufla. „Zgubi się” w nim. Do tego służą szkła degustacyjne, czy to dopasowane do konkretnego stylu (tu też nie trzeba wierzyć w każde słowo, bo niektórzy producenci czasami lubią ściemniać) czy bardziej uniwersalne sniftery, kieliszki, TeKu… jak zwał, tak zwał – takie zwężające się ku górze.

No ale wróćmy do kufla. Do czego on służy? Służy on do napicia się piwa. Napicia! Pełni funkcję podobną, co jedno z moich ulubionych „szkieł codziennych” czyli brytyjski nonic (taki z „brzuszkiem” w górnej części) czy ulubiony przez większość multutapów shaker – kojarzony z Ameryką. Do tego typu szkła nie nalewa się 100 ml RIS-a, którego będzie się rozlewać po języku przez najbliższą godzinę. W kuflu czy wymienionych wyżej lądują albo lekkie lagery, albo lekkie piwa brytyjskie, albo lekkie piwa amerykańskie – takie, które są odpowiednie do stuknięcia się (kufel o kufel, oczywiście) z kumplem po tygodniu, albo dniu ciężkiej pracy.

Czy to oznacza, że pijąc piwo z kufla nie poczujemy jego smaku i aromatu? Nie jest tak do końca. Fakt, że prosty kufel z grubego szkła nie kumuluje zapachów jak słynne naczynie zwężające się ku górze. Nie ogrzejemy w nim trunku, tak jak możemy zrobić to umieszczając kielich na dłoni. Ale to wszystko nie oznacza, że tracimy wszelkie walory piwa. Picie piwa z kufla, szklanki – nawet musztardówki, czy… plastikowego kubka ma i tak sporą przewagę nad „grzechem śmiertelnym” 😉 czyli piciem piwa prosto z butelki. Pijąc z butelki tracimy kontakt nosa z trunkiem czyli aromat – w dobrych piwach często na równi ważny, albo nawet i ważniejszy od smaku.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *