Dziś sensacja, rewelacja! Publikuję sekretną i wysoce pożądaną przez piwowarów z całego świata recepturę na piwo z żółci bydlęcej. Ten unikatowy przepis pozwoli piwowarom z całego świata wytwarzać piwo z pominięciem czasochłonnych i drogich procesów zacierania, warzenia i leżakowania.
Składniki:
– 15 litrów wody
– 1 litr alkoholu, od biedy może być spirytus
– 1 kg cukru
– 3 krople żółci bydlęcej
– szczypta chemicznego aromatu
Wodę wlać do wiadra i dokładnie wymieszać z cukrem. Żółć bydlęcą rozpuścić w spirytusie i dodać do wody z cukrem. Doprawić „chemią” do smaku, rozlać do butelek i…
… pod żadnym pozorem tego nie pić.
No dobra, a teraz na poważnie – powyższa receptura to oczywiście „lipa”, nie testowałem jej i nie radzę Wam tego robić. Do napisania tego wpisu zainspirował mnie portal internetowy Onet, który na swojej stronie głównej promował materiał przygotowany przez Fakt. Po kliknięciu w duży kolorowy baner z parówkami mogliśmy przeczytać o „fałszywych jajach, serach, parówkach itd”. Mnie jednak szczególnie zainteresował fragment dotyczący piwa:
Promocyjne piwo to mieszanina wody z cukrem alkoholem i chemią z dodatkiem sproszkowanej żółci bydlęcej dla zachowania goryczy.
Temat żółci bydlęcej był już wielokrotnie obalany na różnego rodzaju blogach, forach, serwisach specjalistycznych, ale ciągle wraca niczym bumerang i rozgrzewa głowy setek, jak nie tysięcy polskich piwoszy. Do tego co jakiś czas pojawiające się w mediach lakoniczne informacje tylko podsycają „spiskową atmosferę” z niezbyt apetycznie brzmiącą substancją w tle.
Chyba nie tylko mi nie chce się wierzyć w to, że jeżeli coś takiego się dzieje na prawdę to wciąż nie wyciekły żadne zdjęcia, filmy, ani nawet nikt nie stanął przed telewizyjną kamerą i nie powiedział „to prawda, szef kazał nam dosypywać/dolewać żółci do piwa”.
Historia o żółci bydlęcej zamiast chmielu, prawdopodobnie wzięła się z plotek powstałych po wprowadzeniu do niektórych browarów goryczkowej cieczy, która (częściowo) zastąpiła tradycyjny chmiel w szyszkach lub granulkach. W celu zwiększenia wygody, a może i minimalizacji kosztów niektóre browary zdecydowały się zastosować płynny ekstrakt chmielowy czyli chmiel poddany jakiejś tam obróbce chemicznej (o szczegóły trzeba byłoby zapytać chemika, albo przeczytać w podręczniku do chemii rozdział o ekstrakcji) w wyniku której właściwości goryczkowe z chmielowych szyszek są przenoszone do cieczy.
Według INS w Puławach ekstrakt chmielowy jest to:
Ciekły, skoncentrowany wyciąg kwasów goryczkowych, olejków chmielowych i garbników tzw. żywic chmielowych. Produkt o dużej stabilności, nie wykazujący żadnych zmian w składzie, nawet przy długotrwałym przechowywaniu. Nie zawiera azotanów, pestycydów, a także polarnych substancji gorzkich powodujących starzenie się piwa.
Jak widać nie ma tu słowa o bydlęcej żółci… A jeden z blogerów (na szczęście nie piwnych) jakiś czas temu popełnił tekst z którego jasno wynikało, że „ekstrakt chmielowy” to to samo co „żółć bydlęca”, po pewnym czasie jednak dodał, że do końca nie jest o tym przekonany.
Warto też przyjrzeć się potencjalnym motywom używania żółci, a także drugiego „mitycznego składnika piwa” jakim jest spirytus. Bo przecież chyba nikt nie robi tego dla przysłowiowej „draki”.
Nie odkryję ameryki, jeśli powiem, że chmiel w piwie jest tylko przyprawą i dodaje się go naprawdę mało. Koszt polskiego chmielu przypadającego na jedną butelkę „nieskomplikowanego” domowego piwa to ok. 0,10 zł. Browary kupujące ten składnik w hurcie, wprost od producenta płacą dużo mniej. Myślicie, że dużym przedsiębiorstwom, które są kontrolowane przez przeróżne inspekcje opłacałoby się ryzykować i pod osłoną nocy wlewać do kadzi jakieś dziwne specyfiki tylko po to żeby zaoszczędzić parę złotych? Przecież gdyby robiłoby się to legalnie, produkt pochodzenia „odzwierzęcego” musiałby być wymieniony jako składnik na etykiecie.
Inną popularną „piwną legendą” jest obecność spirytusu w tanim piwie. Tu również opłacalność stoi pod znakiem zapytania, ponadto produkt taki oczywiście musiałby być specjalnie oznaczony – choćby znakiem akcyzy czyli popularną „banderolą”.
Jak widać wyżej wymienione sposoby na minimalizację kosztów bardzo skomplikowałyby pracę osób odpowiedzialnych za zarządzanie browarami. Przecież dużo łatwiej jest użyć kukurydzy, niesłodowanego jęczmienia, cukru albo przyspieszyć fermentację poprzez podwyższenie temperatury – więc po co kombinować ktoś miałby kombinować z jakąś „żółcią z szarej strefy”?
Pilot z Browaru Profesja to idealne piwo, gdy chodzi o smak, a procenty są zbędne.…
Winnice z Dolnego Śląska zdobywają serca miłośników wina. Winnica Niemczańska z oddalonej o kilkadziesiąt kilometrów…
Legenda głosi, że piwowarzy i winiarze żyją ze sobą jak pies z kotem. Sporo w…
Zastanawialiście się kiedyś ile promili ma się po wypiciu jednego piwa AIPA? Zawartość alkoholu w…
Podobnie, jak przez ostatnie 8 lat, tak i w tym roku nie mogłem odpuścić udziału…
Niektórzy twierdzą, że piwem bezalkoholowym można się struć. Inni, że picie takiego jest kompletnie bez…
View Comments
z tą żółcią to jak z amelinium, tego nie wytłumaczysz...
a może być spirytus z Biedy?
Od biedy może być i z Biedy :D
jesli znasz firme jako z wielkopolski okolice kalisza :) oni wlasnie dolewali ZOLCI BYDLECEJ do piwa.... nie zawsze masmedia musza o wszstkim wiedziec :) mozna popytac sie internautow :)
Jakieś dowody?
A swoją drogą czy przypadkiem firma Jako nie zajmowała się dystrybucją (a nie produkcją) piwa?