[Smädný Mnich 10] Słowackie lekkie piwo z sympatycznym zakonnikiem
Ostatnio pisałem o piwach z Czech co nie było nowością na moim blogu. Dziś debiutuje napitek z kolejnego kraju czyli Słowacji.
Smädný Mnich 10 svetle
Producent: Pivovary Topvar a.s.
Ekstrakt: 10%
Alkohol: 4,3%
Cena: 0,40 €
Smadnego Mnicha pijałem już kilka lat temu. Były takie czasy, że na Słowacji bywałem często. Z tamtych wyjazdów pamiętam, że „dziesiątka” Mnicha to było całkiem niezłe, lekkie piwo. Dawniej w ofercie była także „dwunastka”, która niestety z biegiem czasu „wyparowała” ze słowackiego rynku piwnego. W ciągu lat zmieniali się też właściciele marki. Dziś piwo produkują Pivovary Topvar należące do SABMiller (producenta m.in. czeskiego Pilznera Urquella czy polskich Tyskiego, Lecha i Żubra).
Zapewne wielu z was zastanawia nazwa tego piwa. Jaki jest ten Mnich? Smadny czyli „taki, któremu chce się pić” – tłumaczyła mi kilka lat temu pani sprzedająca w przygranicznym sklepiku. Sam Mnich na etykiecie w ciągu ostatnich kilku lat przeszedł „lifting”. Ten nowy trochę schudł i odmłodniał (stara wersja widoczna na zdjęciu – szklanka).
Etykieta dość ładna, utrzymana w granatowo-brązowej tonacji z wyraźną czerwoną szarfą. Opakowanie zdecydowanie zachęca do zakupu. Zachęcająca jest też cena 0,40 € to jedno z najtańszych piw w słowackim sklepie – w sumie „dziesiątka” chyba nie powinna być droższa.
Niestety kapsel sprzed lat był dużo ładniejszy. Na tym dzisiejszym nie ma wizerunku mnicha, jest tylko biała szarfa z nazwą piwa. No ale bez zbędnego gadania otwieram i rozpoczynam tą „sentymentalną podróż”.
Piwo jest jasno złociste, klarowne i bez piany! Ta pojawiła się przy nalewaniu i zniknęła w ciągu kilku sekund bez śladu! Dawno nie widziałem takiego piwa na którym nie pozostałby choćby cieniutki wianuszek – tu tak jest. Zdecydowanie piana, a właściwie jej brak to pierwszy i ogromny minus dla Smadnego Mnicha.
W zapachu dominuje coś bardzo dziwnego. Nie mam pojęcia jak to opisać, coś a’la zapach żywicy. Biorę łyka i niestety szału nie ma. Dobre nagazowanie działa na plus. W smaku wyczuwalny jest delikatny chmiel i delikatne nuty słodowe. Wszystko jest tak delikatne, że piwo staje się nijakie. I nie mówcie mi, że to wina niskiej zawartości ekstraktu. Czesi potrafią zrobić „dziesiątkę” o bardzo intensywnym smaku. Po przełknięciu Smadnego Mnicha w ustach zostaje lekko kwaskowy posmak. Ogólnie smak nie zachwyca, a wręcz wypada podobnie słabo jak piana.
Niestety Smadny Mnich bardzo stracił na romansach z koncernami. Piwo to kilka lat temu było niezłym napitkiem, teraz może służyć tylko do gaszenia pragnienia i to jak nie ma nic lepszego pod ręką. Jak widać posmakowanie dobrego piwa na Słowacji może nie być takie łatwe.
Z rozrzewnieniem wspominam Smadnego Micha sprzed… ilu to już? dziewięciu lat? Pity podczas wypadu na Słowację. Ranek w bratysławskim akademiku, śniadanko w postaci wielkiej kanapki z mielonką na kminkowym chlebie i Smadny do tego. Piękne czasy.
Ostatnio dostałem w Piotrze i Pawle. Smakował inaczej, ale jak inaczej..? Mniej wakacyjnie. I ze spiciem musiałem poczekać do wieczora…
Pozdrawiam, bardzo fajny blog.
WITAM, no to teraz sie załamałem 🙂 – mam problemy z żołądkiem, refluksy te sprawy, jak już piję piwo to Kozla czeskiego bo jest najmniej chemiczne i nie nie szkodzi tak jak polskie piwo do których dolewają spirol. I w sobotę teraz wybrałem się do knajpki w naszym mieście gdzie właścicielka jest smakoszem piw, kozla brakło niestety – kozel kosztował cos 5,5 lub 6 zł, mieli też raciborski i inne fajne browary, a za 12 zł mieli Smadnego Mnicha po 12 zł ! – pomyślałem że sroko nie ma kozla to wezmę te drogie – wypiłem i sterdziłem (10tkę wziąłem) -stwierdziłem że od dzisiaj to będzie moje piwo -lekkie, dobre, żadnych złych objawów nie miałem, potem wypiliśmy z bratem czeskie na litere B (nazwa mi uciekla), po tym piwie mnie jakoś zamuliło, poszlismy na zapiekankę, potem kupiłem znów Mnicha i wróciłem „do zdrowia”, bratu nie smakowało jak skosztował ode mnie – mówił że taki sikacz. Jak dla mnie bomba, chyba kupię parę różnych czeskich i polskich i zrobimy degustację nie widząc nazw piw. No ja reasumując polecam mnicha 🙂