Sekrety Piwowara: 7 grzechów piwowara domowego
Internet pełny jest instrukcji jak uwarzyć swoje pierwsze piwo, a ja chciałbym się skupić na tym jak nie zepsuć swojego pierwszego wyrobu. Jeśli zamierzasz rozpocząć warzenie wystrzegaj się tych „grzechów”, a szansa na uwarzenie dobrego piwa wzrośnie!
1. Najpierw zrobię, później przeczytam
Kto w dzisiejszych czasach czyta instrukcje obsługi? Ja niekoniecznie. W przypadku rozpoczynania przygody z piwowarstwem domowym dobrze jest jednak dokładnie przeczytać jakąkolwiek instrukcję warzenia. Może to być przewodnik załączony przez sklep (jeśli taki został załączony do zestawu startowego), może to być poradnik na piwo.org, mogą to być wpisy piwowarskie na moim blogu – najlepiej przeczytać wszystko i to przed zabraniem się do pracy. W trakcie gotowania „chmielowej zupy” może już nie być czasu na uzupełnianie teorii.
2. Sam zesłoduję, będzie taniej
Tutaj właściwie można wyróżnić dwie grupy. Jedni chcą samodzielnie przygotowywać słód bo taniej, drudzy chcą zrobić samemu wszystko od A do Z bo tak! Zabawa w słodownika wymaga jednak jakiś tam umiejętności, a sam proces słodowania jest bardzo złożony. Jeśli warzysz pierwszy raz – daj sobie spokój z samodzielnym słodowaniem. Po pierwsze wcale nie zaoszczędzisz tak dużo, po drugie ziarno przygotowane przez profesjonalną słodownię będzie odpowiednio przygotowane do użycia w browarze i da pożądane cechy, a jęczmień suszony w piekarniku to loteria.
3. Warzenie to święto
A wiadomo, że „dzień święty trzeba święcić”. Oby tylko nie za bardzo. Wiadomo o co chodzi? Alkohol jest dla ludzi, ale warzenie piwa to czynność odpowiedzialna. Nie można się rozkojarzyć bo przypadkiem ucieknie temperatura, albo omsknie się przykrywka i DMS nie zdąży wyparować.
4. Nie zależy mi na mocy więc po co mierzyć blg?
Ekstrakt mierzymy w procentach, a mi zależy na dobrym piwie, nie musi być mocne – dlatego nie bawię się w to całe mierzenie. O takim błędzie słyszałem na własne uszy. A „balingi” mierzymy nie tylko po to, żeby poznać moc piwa. Tuż po schłodzeniu pomiar mówi nam czy „daliśmy radę” tzn. czy udało się zrobić piwo takie jak było założone w recepturze – jeśli zakładaliśmy sobie 12 blg, a wyszło zaledwie 10 to przy następnej warce trzeba pomyśleć jak zwiększyć wydajność.
Areometru koniecznie trzeba też użyć po burzliwej fermentacji, a właściwie do sprawdzenia czy owa się faktycznie skończyła. Niektórzy „fajrant dla drożdży” ogłaszają „na oko”, ale drożdże to cwane bestie – czasami potrafią maskować się ze swoją robotą i mimo, że tego nie widać dalej pałaszują cukry zawarte w brzeczce. Najskuteczniejszym sposobem na sprawdzenie czy fermentacja się zakończyła jest dokonanie dwóch pomiarów ekstraktu w odstępie 24 godz. Jeżeli wartość pierwszego i drugiego pomiaru będę identyczne to znaczy, że można piwo już przelewać. Jeśli będą się różnić drożdże potrzebuję jeszcze trochę czasu, a zabutelkowanie takiego piwa mogłoby skutkować przegazowaniem czy nawet rozerwaniem butelki.
5. Temperatura „na oko”
W piwnym internecie niegdyś dość mocno promowane było hasło „browar to nie apteka” (o ile dobrze kojarzę, autorem jest Dorota Chrapek – zdobywczyni Grand Championa sprzed kilku lat). Faktycznie w większość przypadków w browarze nic się nie stanie, jeśli parametry trochę odbiegną od normy – ktoś kto ma choć kilkuwarkowe doświadczenie wie mniej więcej na jakie niedoskonałości można sobie pozwolić. Jeśli jednak zaczynasz przygodę z piwowarstwem domowym to przy pierwszej warce radzę nie sypać słodów „na oko” (bo można sobie oko zatrzeć 😉 ), a użyć wagi.
Innym zjawiskiem jest też „temperatura na oko”. Historia z życia wzięta: wpadł do mnie kolega, który zajmuje się robieniem win był zaniepokojony, że drożdże od kilku dni nie chcą wystartować.
– A do jakiej temperatury dodałeś – pytam?
– Chyba mniej niż 30 stopni.
– Jak to chyba?
– No nie mierzyłem, dotknąłem ręką i nie parzyło. To chyba było mniej niż 30.
Chyba jednak nie… Termometr kuchenny, taki najtańszy-najprostszy-najlepszy pozwoli z dokładnością do jednego stopnia ustalić temperaturę – to wystarczy. W przypadku drożdży trzeba sprawdzić czy już można je zadać, zbyt wysoka temperatura je po prostu zabije i wtedy zaczną się kłopoty.
6. Nie bulka? Może trzeba zamieszać!
Odradzałem już kiedyś używanie rurek winiarskich w piwowarstwie? Odradzałem! Z nimi to tylko problemy: albo bulkają zbyt głośno i jest kłopot, albo nie bulkają wcale i jest tragedia. Co początkującemu piwowarowi przychodzi do głowy gdy nie bulka? Otworzyć wieko i zamieszać – idealny przepis na infekcję i wysłanie piwa w kanał. W czasie fermentacji piwo powinno mieć jak najmniejszy kontakt z czymkolwiek na czym mogą siedzieć bakterie czy inne żyjątka. Jeżeli rurka nie bulka, ale są objawy fermentacji (np. piana na powierzchni) to najprawdopodobniej znaczy, że dwutlenek węgla też nie przepada za rurką i prawdopodobnie znalazł sobie inne, „bardziej wygodne” miejsce na wydostanie się z fermentora. A no i oczywiście nie zaglądaj pod wieko zbyt często bo to też dobry sposób na zaproszenie bakterii do fermentora.
7. Zakochani czasu nie liczą
Zwłaszcza zakochani w piwowarstwie domowym. Kto ma ten etap za sobą, doskonale wie, że jeden dzień potrafi trwać wieczność. Mowa oczywiście od dniach fermentacji i leżakowania. Niecierpliwość jest jednym z największych grzechów młodego piwowara. Ja wiem, że jak się uwarzyło pierwszego, to najpóźniej siódmego dnia miesiąca chciałoby się spróbować. No ale nie, piwowarstwo uczy cierpliwości – jak swojego nie wyleżakuje, to dobrze nie smakuje!
Młody piwowarze, jeśli dotarłeś do tego miejsca, to już wiesz na co zwracać uwagę gdy rozpoczynasz przygodę z piwowarstwem domowym. Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej o sprzęcie piwowarskim czy układaniu własnych receptur sprawdź koniecznie pozostałe wpisy z cyklu Sekrety Piwowara.