Piwny Kraków: TEA Time Brewpub

Pierwsze kroki w Krakowie skierowałem na Wawel, a na pierwsze piwo udałem się do położonego kilkaset metrów od smoczej groty TEA Time Brewpubu – pierwszego polskiego browaru połączonego z pubem (nie restauracją!), który serwuje Real Ale czyli prawdziwie angielskie piwa.

W tym, że z tym krakowskim przybytkiem wiązałem największe oczekiwania nie ma nic dziwnego, bowiem miałem okazję wizytować browar pachnący jeszcze nowością dzień po oficjalnym otwarciu. Browar i przybrowarny pub położony jest przy ul. Dietla 1 na drodze z Wawelu na Kazimierz, nieopodal pomniku psa Dżoka (na cześć którego jakiś czas temu piwo uwarzyła Pracownia Piwa).

Od pierwszej chwili widać, że właściciele mają pomysł na to miejsce i nie jest to pomysł połowiczny. Pub i browar po prostu przesiąknięte są Anglią. Real Ale warzone tylko na słodach i chmielach angielskich sprzedawane są na pinty, pół-pinty i 1/3 pinty. Co ciekawe ceny (zdaje się, że podobnie jak na Wyspach) są proporcjonalne tzn. jeżeli za pintę płacimy 8 zł to za pół 4 zł.

Wystrój knajpy też nawiązuje do stylu wyspiarskiego – raczej minimalistyczny. Na parterze jasna sala z ławami i stołami, w piwnicy nieco bardziej nastrojowo, a na ścianach czerwona cegła. Fani angielskiej piłki mają do dyspozycji telewizor z transmisjami Premier League i innych rozgrywek z udziałem angielskich zespołów.

Na co dzień serce browaru opatrzone tabliczką „The Brew Room” można oglądać zza szklanych drzwi, ja jednak załapałem się na wycieczkę i z bliska mogłem pooglądać wyglądającą ciekawie, obitą drewnem warzelnię o wybiciu 650 l, który przyjechała oczywiście z Wielkiej Brytanii. Rzecz jasna zajrzałem też do innych pomieszczeń, ale co ja będę Wam opowiadał, sami zobaczcie:

Jak już pewnie zauważyliście, piwo warzone w TEA Time nie jest rozlewane do zwykłych KEGów, a do casków – oczywiście takich jak gdzie? W UK! Różnica jest taka, że piwo z takiej pomarańczowej beczki nie jest wypychane pod wpływem dwutlenku czy azotu podawanego z butli, a jest wypompowywane ręczną pompą, przez co na piwo znajdujące się w casku nie jest wywierane aż takie ciśnienie.

Na barze takich pomp, jak dobrze policzyłem jest 6 co może oznaczać, że wkrótce obok Golden Ale i Porteru pojawią się nowe style. Jak udało mi się dowiedzieć będą to style oczywiście… angielskie, a wśród nich klasyczne India Pale Ale oraz Extra Strong Bitter.

Tym czasem jednak na pompach dostępne były dwa debiutanckie piwa i im należą się dwa następne akapity:

TEA Time Pale Saint

… czyli Golden Ale – jasne, lekkie piwo sesyjne o ekstrakcie OG 1.042-44 co z angielskiego na nasze oznacza mniej więcej tyle co 11 BLG. Jak przystało na prawdziwe ale, trunek podawany jest z minimalną ilością gazu w temperaturze znacznie wyższej niż ta znana nawet z najlepszych multitapów, choć pani, która nas oprowadzała po browarze wspominała, że piwo i tak jest lekko schładzane, żeby przeciętny polski konsument nie doznał szoku. Przechodząc do samego piwa, niestety muszę powiedzieć, że nie powaliło mnie, ale i chyba nie do końca o to chodziło. Angielski Golden Ale ma być wysoce pijalny i faktycznie taki jest Pale Saint – lekki, dość mocno wyważony z delikatną słodkawą nutą i odrobiną goryczki. Jak na mój gust mimo wszystko trochę za mało wyraziste i gdyby to ode mnie zależało sugerowałbym piwowarowi trochę „pomajstrować” przy tym piwie.

TEA Time Black Prince

… to z kolei angielski porter o ekstrakcie OG 1.052-55 (czyli okolice 13 BLG). Powiem Wam, że jest to piwo z wysokiej półki. Pod przyjemnym, średnio-intensywnym kawowym aromatem kryje się świetnie ułożony w smaku trunek w którym można wyczuć kawę, gorzką czekoladę i nuty palonego zboża. Paloność nie jest tak „ostra” jak w stoutach, a niskie wysycenie sprawia wrażenie, że piwo ma kremową konsystencję. Pije się je bardzo przyjemnie i jako ciekawostkę dodam, że jest to jedyne piwo, które zamówiłem dwa razy podczas jednego weekendu – z własnej nieprzymuszonej woli 😉

Podsumowując: Wizytę w TEA Time uważam za udaną! Browar ma potencjał i mimo, że jestem zadeklarowanym miłośnikiem amerykańskiego chmielu cieszę się, że powstają projekty, które chcą „płynąć pod prąd” i warzyć według własnego, oryginalnego jak na polskie realia pomysłu. Mam nadzieję, że krakowski boom na Real Ale (podobno obie warki rozeszły się w ciągu kilku dni) będzie trwał trochę dłużej niż miesiąc od otwarcia, a piwowar będzie mógł warzyć wedle swojego angielskiego planu i nie będzie musiał uginać pod dyktat mody, albo co gorsze produkować piwa imbirowego, o którym między innymi przeczytacie w kolejnych częściach Piwnego Krakowa – zaglądajcie na blog w najbliższych dniach!

ZOBACZ TEŻ: relacje z wizyty w Browarze Stara Zajezdna i C.K. Browar.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *