Jak się robi piwo… w domu? [FOTO]

Obiecałem jakiś czas temu, że pokażę Wam jak się robi piwo i dziś z obietnicy mam zamiar się wywiązać. Zapraszam do obejrzenia kilku fotek z mojego wczorajszego domowego warzenia.

Na swoją trzecią warkę wybrałem piwo pszeniczne. Powyżej widać mieszankę słodów (ten duży worek), 20 g chmielu Lubelskiego (małe srebrne opakowanie) oraz łychę piwowarską i termometr. To zielone w tle to gar zacierno-warzelny, który na początku napełniamy wodą i ustawiamy na ogniu…
W przypadku piwa pszenicznego wodę podgrzewa się do temperatury ok. 46°C. by w 44°C. wykonać tzw. przerwę ferulikową. To podobno wtedy piwo nabiera posmaku goździków.
Gdy woda już osiągnie pożądaną temperaturę do gara można wsypać ześrutowaną mieszankę słodów.
W czasie wsypywania słodu wodę należy mieszać by nie porobiły się grudki. Następnie zacier podgrzewa się do kolejnych temperatur w których wykonuje się kolejne przerwy (w przypadku pszenicznego poza ferulikową zgodnie z przepisem zrobiłem jeszcze dwie przerwy w 63°C oraz 72°C).
W czasie przerw zachodzą procesy w wyniku których wytwarzają się substancje, którymi podczas fermentacji zajmą się drożdże. Ostatnio wspólnie z biegłymi w dziedzinie chemii czytelnikami ustaliliśmy, że ta „magiczna przemiana” to zamiana skrobi na cukry proste – swoją drogą warzenie do dobra okazja żeby przypomnieć sobie trochę wiadomości z chemii.
Kolejny element rodem z ćwiczeń laboratoryjnych to próba jodowa. Polega ona na „kapnięciu” kropli płynu Lugola na odrobinę zacieru. Jeśli płyn nie zmieni koloru to oznacza, że jeszcze trochę trzeba pozacierać.
Gdy próba jodowa wskaże, że już cała skrobia została przerobiona podgrzewamy „zacierkę” do 78°C i po mniej więcej 10 minutach możemy ją filtrować. To tego używam filtratora „z oplotu” (stalowy wąż, jak przy pralce z wyrwaną gumą ze środka). Pierwszy garnek mętnej brzeczki wraca do filtratora.
Po odfiltrowaniu tego co się gotowało ze słodem rozpoczyna się proces wysładzania czyli przelania przez młóto kilku litrów gorącej wody (w kilku porcjach). Ma to na celu wypłukanie wartościowych resztek ze słodu. Po filtracji i wysładzaniu gar ponownie ląduje na ogniu i czekamy aż się zagotuje.
Gdy w naszym garze zacznie wrzeć dodajemy chmiel. Wyżej widzicie granulat chmielowy, który może być wykorzystywany na przemian z szyszkami. Wiecie jak to przyjemnie pachnie?
W garze się chmieli, a do gry wchodzi „biały proszek”…
Ten biały proszek to Na2S2O5 czyli pirosiarczyn sodu. Substancja „silnie śmierdząca” służąca do odkażenia wszystkiego co będzie miało kontakt z piwem po zakończeniu gotowania.
Po ugotowaniu „zupę” trzeba ochłodzić, jak widać u mnie rolę chłodziwa pełni zimna woda i trochę lodu z zamrażalnika (na fotce go nie widać bo już się roztopił). Temperatura do 27°C spadła po ponad 2 godzinach, wtedy już można zadać drożdże.
Zanim dodałem drożdże odebrałem trochę brzeczki by sprawdzić zawartość cukrów. Według przepisu brzeczka miała mieć 12 blg i tym razem udało mi się „wstrzelić” w skalę prawie idealnie.

Dziś rano uchyliłem wieko w celu sprawdzenia czy drożdże się zadomowiły? Jest piana czyli wszystko na dobrej drodze, żeby z tego co wczoraj ugotowałem wyszło piwo. Teraz pozostaje tylko czekać, butelkować i znowu czekać…

3 komentarze

  • Co do próby jodowej to płyn Lugola zmienia zabarwienie w obecności skrobi na kolor granatowy, więc brak zmiany barwy świadczy o zakończeniu zacierania.

  • Bardzo ciekawy post sam jestem przed swoim 1 razem z zacieraniem. na razie był brewkit wczoraj zlany do butelek, cydr „się robi” a następne będzie coś pośredniego czyli ekstrakt + samodzielne chmielenie a następne już myślę zacier 😀

    Ale się rozpisałem zamiast krótko napisać że bardzo fajny post 😀
    pozdrawiam

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *