III Wrocławski Festiwal Dobrego Piwa – podsumowanie "smakowo-odkrywcze"
Trzecia edycja Wrocławskiego Festiwalu Dobrego Piwa niestety dobiegła końca. W tym roku miałem okazję spróbować festiwalowych nowości, zweryfikować wersje beczkowe piw znanych mi do tej pory z butelki, a także zachwycić się piwem do tej pory niedocenionym.
Fakt, że mieszkam we Wrocławiu nie oznaczał, że wyjazd do Leśnicy nie był wyprawą – podróż tramwajem z mojego miejsca zamieszkania do pętli Leśnica zajęła godzinę bez kilku minut. No ale warto było…
Pierwszego dnia, zaraz po przybyciu na miejsca zająłem się sprawą zakupu festiwalowego szkła, w zeszłym roku (w niedzielę) kufla dla mnie zabrakło, więc w tym wolałem załatwić to jak najszybciej. I po szybkim spacerku i „rzucie” okiem na wszystkich wystawców znalazłem się na skraju terenu festiwalowego, nieopodal stanowiska Browaru Lwówek.
Na przywitanie festiwalu i przetestowanie podziałki 0,2 na kuflu wybrałem najlepszy moim zdaniem specyfik lwóweckich piwowarów czyli Lwówek Belg. Lany Lwówek był w przeciwieństwie do swojego butelkowego odpowiednika mętny. Smakowo jednak mnie nie zachwycił, a dość rzadko mam wrażenie, że wersja butelkowa jest lepsza od beczkowej.
Z przetestowaniem festiwalowej szklanki do pszenicy nie czekałem do soboty (dnia piwa pszenicznego) i już w piątek napełniłem ją pszeniczniakiem z browaru restauracyjnego Haust. Zielonogórska pszenica to piwo orzeźwiające, średnio-treściwe z przyjemnym owocowym posmakiem (musu jabłkowego?). Na piątkowy upał w sam raz.
Jeśli chodzi o browary restauracyjne moim celem było spróbowanie piwa z nowego Browaru Widawa w podwrocławskiej Chrząstawie. Największą chęć miałem na ciemnego Czarnego Kura. Niestety w pierwszy dzień stoisko Widawy nawiedziła awaria. W sobotę po odstaniu dobrych kilkudziesięciu minut w kolejce zauważyłem, że zamiast Czarnego Kura do nalewaka podpięta jest ciemna pszenica – swoją drogą bardzo dobre piwo o orzeźwiającym kwaskowo-karmelowym smaku. Później spróbowałem jeszcze jasnej Widawy, która mimo ciekawego zapachu okazała się piwem zaledwie dobrym. Gdy zorientowałem się, że Czarny Kur wrócił na krany trzeba było już biec na tramwaj i smak ciemnego piwa z Chrząstawy niestety pozostał dla mnie zagadką.
Udało mi się za to spróbować dwóch premier od Pinty. Dymy Marcowe to bardzo przyjemny rauchbier o wyraźnym wędzonym posmaku, zaś Ognie Szczęścia są bardzo dobrym, lekkim red ale’m z chmielową nutą, którego można by sączyć przy godzinnych posiadach (oczywiście jakby cena była przyjazna).
Wędzoną Pintę porównałem z czeskim Nakouřený’m Švihák’iem, który oprócz dymu miał w sobie wyraźny smak palonego słodu i delikatne nuty karmelowe. Mam nadzieję, że w najbliższym czasie uda mi się „dorwać” wersję butelkową i przeprowadzić dogłębną analizę tego trunku. Będąc przy stoisku Drink Hali wspomnę jeszcze o reklamowanym jako „bomba chmielowa” Poutniku 12-stce. Spodziewałem się silnego uderzenia goryczki jak choćby u Opata Bittera, a wyszło całkiem porządne czeskie piwo ze standardowym jak na realia naszych południowych sąsiadów chmieleniem. Z „Czechów” próbowałem jeszcze Rychtář Tmavé – dosyć lekkie piwo o przyjemnej słodowo-karmelowej bazie.
Na dłużej zawitałem do stanowiska Browaru Na Jurze, gdzie postanowiłem zweryfikować smak Zawiercia Bursztynowego. O ile dobrze pamiętam piwo to piłem dość dawno, tylko raz (w wersji butelkowej) i było dobre, ale nie wywarło na mnie większego wrażenia. Po festiwalu zmieniam zdanie: Zawiercie Bursztynowe jest piwem rewelacyjnym! O smaku i innych walorach się nie będę rozwodził bo szczegółową notkę o tym piwie planuję na najbliższy czas. Z zawierciańskiego browaru próbowałem też Zawiercia Czekoladowego, które utrzymało poziom bardzo dobrego stouta.
Warto też wspomnieć o piwie, którego wcześniej nie widziałem czyli Miłosław Marcowy – piwo przypadnie do gustu tym, którzy gustują w „słodziakach”, dla mnie trochę za słodkie. Podczas festiwalu „zamoczyłem też dziób” w Black Hope’ie (chyba najciekawsze piwo jakie piłem w tym roku), Lindemans Kriek (wiśnie w „żywej” postaci), Delirium Tremens (owocowo-ziołowe piwo z różowym słoniem na etykiecie), Ciechan Maciejowe (lekkie i „pożywne” piwo karmelowe) oraz Primator Nealko (nie złamałem prawa wychodząc poza teren imprezy ;] ).
To tyle jeśli chodzi o moje wrażenia „smakowo-odkrywcze”. Zapraszam również do przeczytania drugiej części podsumowania od strony „organizacyjno-klimatowej”.
Miło zobaczyć siebie na zdjęciu 😀 Pozdrawiam
wybierasz się może w tym roku?
Odpowiedź jest oczywista 🙂 TAK!