Beer Geek Summer czyli chillout zamiast madness
Beer Geek Madness mimo, że nie ma jeszcze roku w świecie piwnym wyrobiło sobie ogromną renomę. Prawdę mówiąc to ciężko byłoby mi wyobrazić sobie kalendarz piwnych imprez bez BGM. No ale nie o tym! Mimo sezonu urlopowego organizatorzy BGM nie próżnują i w sobotni, lipcowy wieczór zaproponowali wycieczkę, windą do „craftowego nieba”.
Po raz kolejny nie zawiodły Zaklęte Rewiry i ich niesamowity klimat. W przeciwieństwie do „pełnych wersji” Beer Geek Madness przed dawnym browarem Hassego tym razem nie ustawiały się kolejki, ruch w jedną, jak i drugą stronę odbywał się płynnie 😉
Aby dostać się na dachu ceglanego gmachu trzeba było pokonać trochę „rewirów”. Długi fabryczny korytarz, spowity mrokiem i lekkim nieporządkiem, prowadził do windy, której strzegły fikuśnie pomalowane zwierze: nosorożec i żyrafa. Mroczna, stara, poniemiecka, metalowa winda, zatrzymująca się z charakterystycznym dźwiękiem nie przypominała wrót do piwnego raju, a raczej łódź Charona, którą płynie się do innego świata…
A świat na dachu faktycznie był „inny”. Leżaki, deski, basen i słońce. Atmosfera leniwego, wakacyjnego odpoczynku – ✓ check. Jak dla mnie świetny pomysł na letni ogródek pubu – jeśli ktoś ma zamiar takowy zakładać, niech pomyśli nad wynajęciem nie tylko lokalu, ale i dachu nad nim.
Jedna z głównych atrakcji imprezy czyli basen, wbrew pozorom nie cieszył się aż takim dużym zainteresowaniem. Fakt, że przez cały tydzień we Wrocławiu prażyło słońce, a w sobotę niebo trochę się zachmurzyło. Mimo, że wieczór był już całkiem w porządku to na kąpiel zdecydowało się tylko kilku śmiałków – gdybym miał koło dmuchane, albo chociaż rękawki, też bym się skusił. Ale nie miałem 😉 Większość podobnie z resztą jak ja, wybrała leniwe wygrzewanie się na leżakach i dechach, które chwilę po starcie imprezy zostały zapełnione praktycznie w 100%.
Niewątpliwą atrakcją wieczoru były piwa z browaru Prairie Artisan Ales z miasta Tulsa w stanie Oklahoma. Najbardziej nakręciłem się na OK-Si Imperial Stout leżakowany w beczce po Tequili, jednak dwunastoprocentowy „mocarz” na takie upały to słaby pomysł. Pierwsze kilka łyków, fajnie, fajnie, ale końcówka była już trochę męcząca. W wakacyjnych warunkach dużo lepiej spisywały się te bardziej rześkie propozycje: solidnie kwaskowe Funky Gold Amarillo Dry czy wręcz rewelacyjny, pachnący wsią Somewhere Sour Farmhouse Ale.
Jednak chyba najbardziej wakacyjny klimat oddawała AIPA (kurde, czyja ona była?) przepuszczona przez randalla załadowanego ananasem i innymi owocami tropikalnymi. Z polskich propozycji spróbowałem American Wheat z Piwnego Podziemia i Witbiera z Nepomucena. Pierwsze to dość przeciętne AW, niby niezłe, ale jakoś mnie nie zachwyciło. Wit za to zaciekawił mega-perfumowanym aromatem z dominująca nutą kolendry.
Żeby nie było tak słodko to jeszcze na koniec łyżeczka lepkiej, ciemnobrązowej cieczy do tej Beer Geek Beczki. O dziegciu mowa, jakby kto nie skojarzył 😉 Zapowiadane „barbecue” wystartowało trochę za późno. Pierwszy ogień pojawił się gdy na dach wjechali już dostawcy pizzy, a nasza ekipa podjęła strategiczną decyzję o udaniu się w stronę centrum na burgera. Mam nadzieję, że przy okazji kolejnych „summerowych eventów” organizatorzy posłuchają rad dietetyków, że kolację powinno się jeść najpóźniej o siódmej i grill zapłonie trochę wcześniej. Aaa, przy okazji kolejnych bo mam nadzieję, że to nie był ostatni Beer Geek Summer – „domówkowo-niezobowiązujący” klimat sprawił, że pewnie z za jakiś czas z chęcią ponownie wybrałbym się na taki wakacyjny chill z dobrym piwem.
Może się czepiam, ale winda co prawda była stara, jednak rodzimej produkcji.
Ten model produkowano jeszcze na początku lat 80-tych w Mławie. 😀
A widzisz, ja głupi przyjąłem, że jak budynek poniemiecki to i winda w spadku po poprzednikach 😉 Kto by tam czytał tabliczki znamionowe w drodze do raju 😛
Nie ma jeszcze roku? Pierwszy BGM był 2 lata temu 🙂
Rok temu, nie miał jeszcze roku 😉