3 szkoły piwnej inicjacji czyli sposoby wejścia do „Piwnego Matrixa”

Jak zacząć przygodę z dobrym piwem? Jak przekonać przyjaciela do tego, żeby przestał pić „sikacze” i poszedł z Tobą na „craft beer”? Jak przekonać kogoś, że warto pić dobre piwo? Ja tu widzę trzy rozwiązania…

Aby dostać się do „Piwnego Matrixa” możesz połknąć jedną z dwóch pigułek, no chyba, że preferujesz zastrzyk? Połykając niebieską obudzisz się w swoim łóżku, a twoje życie będzie zmieniało się stopniowo. Połykając czerwoną przeniesiesz się do nieznanego świata piwnej magii. O zastrzyk lepiej nie pytaj…

tabletki-piwny-matrix

1. Szkoła małych kroków (pigułka niebieska)

Najbardziej mozolna i moim zdaniem najmniej ciekawa, jednak często wymienia się ten sposób jako jeden z najskuteczniejszych. Naszego „ucznia” będącego fanem jakiegoś popularnego eurolagera edukujemy poprzez podmienianie jego ulubionego „zwierzaka” przez nieco różniące się piwa z wyższej półki.

Ścieżka może wyglądać mniej więcej tak: Żubr ⇒ Ciechan Wyborne ⇒ Miłosław Pilsner ⇒ Primator Premium ⇒ Pinta Pierwsza Pomoc ⇒ Palm ⇒ Żywiec APA ⇒ Primator English Pale Ale ⇒ Pracownia Piwa Like on Nick ⇒ Kormoran AIPA ⇒ (…), a potem już tylko co raz bardziej zaawansowane smaki.

Podobno metoda przynosi efekty, jednak z moich obserwacji wynika, że taki szkolony przez nas delikwent może się zatrzymać na pewnym etapie piwnego rozwoju i powiedzieć: Ciechan mi smakuje i nie chcę pokonywać kolejnego schodka. Po za tym takie mozolne przeskakiwanie jest nudne, dlatego ja zdecydowanie preferuję pozycję nr 2.

2. Szkolenie przez zaciekawienie (pigułka czerwona)

Tutaj nie ma tylu kroków. Po prostu częstujemy ucznia piwem „innym”. Nie żadnym lagerem, pilsem czy nawet porterem bałtyckim. Dajemy mu coś czego prawdopodobnie jeszcze nigdy nie pił, pokazujemy, że piwo może smakować inaczej. Oczywiście nie wybieramy piw „szokujących”, jak IPĘ to taką bardziej łagodną, jak stout to na początek owsiany albo nawet „mleczny”.

Dobrymi piwami będą tu niezbyt mocno goryczkowe APY czyli American Pale Ale i amerykańskie wersje Amber Ale. W amerykańskim chmielu można się zakochać od pierwszego wejrzenia, a raczej łyku. U wielu osób smak owoców tropikalnych budzi przyjemne skojarzenia i jest doskonałym naganiaczem „piwnej rewolucji:.

Innym przykładem mogą być kolendrowo-pomarańczowe witbiery i inne piwa belgijskie ze słodkawą nutą trochę kojarzącą się z winem.

3. Szkoła przetrwania (szpryca w d…)

Kupujesz najmocniej chmieloną IPE (100 IBU to absolutne minimum), najbardziej palonego stouta i koniecznie coś ze Schlenkerli (ewentualnie może być Berliner Weisse, ale naturalny bez żadnej „farbki”). Wstawiasz te trzy pozycje do pustego pokoju, najlepiej bez klamek, a następnie umieszczasz w nim „ucznia” i czekasz aż opróżni wszystkie butelki.

Jeśli wyjdzie i nadal będzie Cię lubił to znaczy, że w jego żyłach płynie piwo, dobre piwo. Ale jak mu się nie spodoba to nie chciałbym być w Twojej skórze… 😉

Ciekawi mnie jak wyglądała Wasza piwna inicjacja, kiedy zorientowaliście się, że na świecie są inne piwa niż eurolagery? A może próbowaliście przekonać kogoś do piwa jedną z powyższych metod? Pole „dodaj komentarz” jest to Twojej dyspozycji!

5 komentarzy

  • kret11

    U mnie opcja numer 2 była. Zaczęło się od Obołonia białego, potem był shark :p

  • nie tak dawno zaprosiłam dwóch dobrych kolegów na wieczór z degustacją domowych burgerów i piw różnych. O dziwo, pili wszystko z zaciekawieniem, a najbardziej smakowało im…Grodziskie!

    Ja sama zakochałam się w dobrym piwie od pierwszego łyka domowego milk stouta (uwarzonego zresztą przez GCh Jana Krysiaka). Potem piwowarstwem zajęłą sie moja mama i brat i tak oto otworzyły się przede mną nieznane ścieżki. Ukoronowaniem podróży przez piwowarstwo domowe było spróbowanie bodajże na Brackiej Jesieni piw z Pinty(do dzisiaj pamiętam te stare etykiety). I tak to trwa, zaczęłam sama w domu warzyć i z bloga kulinarnego przerzuciłam się na zupełnie piwnego ta daaam! 😀

  • Robler

    Najpierw poszukiwania na ślepo i błądzenie we mgle (nie miałem nikogo kto by mi pomógł w wejściu na dobrą ścieżkę i w sumie dobrze bo teraz cieszę się z tego, że do wszystkiego metodą prób i błędów doszedłem sam) to było troche ponad rok temu, potem przyszedł maj i wizyta w specjalistycznym sklepie do którego wchodziłem z konkretną listą piw, które miałem zamiar kupić. Dziś po troche po ad roku najpierw tylko czytania o dobrym piwie, potem próbowania coraz to bardziej ambitnych wypustów, mam za sobą pjerwszą warke własnego piwa, które zostanie rozlane w piątek do butelek:)

  • Heh u mnie było mniej więcej jak w pierwszym wariancie. Z taką różnicą, że zachciało mi się zbierania etykiet z wypitych piw, a pierwszym piwem wziętym do nowego hobby był Ciechan Wyborny. Niem czy to dobre piwo czy złe, ale wtedy było dla mnie fantastycznym lagerem. I tak od piwa do piwa i nazbierało mi się ponad 600 różnych etykiet (głównie polskich). Piję głównie k/c*-raft, dodatkowo piwo robię w domu. Fantastyczna przygoda. Pozdrawiam.

Skomentuj Adam Kuć Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *